O minimalizmie w ostatnich latach zrobiło się głośno. Można przeczytać o nim na blogach, w książkach i w różnego rodzaju magazynach lub posłuchać rozmowy w telewizji śniadaniowej. Coraz więcej ludzi postanawia przestawić się na minimalistyczny styl życia. Tylko czy rzeczywiście da się tak żyć?
Jeszcze kilka lat temu moje podejście do rzeczy materialnych wyglądało zupełnie inaczej. Na przykład na półce w łazience miałam mnóstwo kosmetyków. W sumie to nie tylko na półce, ale w szafie też. Może nie do tego stopnia, że się z niej wysypywały, ale jak na kobietę przystało, promocje zawsze mnie przyciągały. Wiadomo – taniej, więc się opłaca, a przy okazji można jeszcze wypróbować jakieś nowości, bo te zazwyczaj też są w promocyjnych cenach. A nawet jak nie są, no to przecież są nowością, a takiej okazji się nie przepuszcza – też trzeba wypróbować!
Z ubraniami w sumie nie było lepiej. Podejście, zapewne trochę przejęte od rodziców, że na pewno „jeszcze kiedyś się przyda”, sprawiło, że w szafie zalegały rzeczy, których i tak nigdy więcej na siebie nie włożyłam. Do tego dochodziły jeszcze tzw. „ubrania do chodzenia po domu” i takie z cyklu „a może jednak kiedyś to jeszcze ubiorę”. Kto tego nie zna? No właśnie! Do tego jeszcze jakieś prezenty, pamiątki z podróży i od znajomych oraz gadżety, które dostawało się na różnego rodzaju imprezach lub kupowało, bo tanie, fajne i się przyda.
I tak oto otaczała mnie coraz większa sterta rzeczy, z których połowa do życia kompletnie nie była mi potrzebna. Aż pewnego dnia nastąpił przełom.
W mojej głowie pojawiło się słowo „minimalizm”
Pierwszym krokiem do zmiany, przede wszystkim sposobu myślenia, była przeprowadzka „na swoje”. W takim momencie uświadamiasz sobie ile tak naprawdę masz niepotrzebnych rzeczy i zaczynasz się zastanawiać po co w ogóle je trzymasz. I tak oto zrobiłam pierwsze czystki, choć oczywiście nie były one tak restrykcyjne jak w rzeczywistości bym chciała. No bo przecież coś tam jeszcze zostało na zasadzie: może to jeszcze ubiorę, może jednak jeszcze się przyda no i oczywiście standardowe – no przecież szkoda wyrzucić!
A później? Później pojawił się w moim życiu mężczyzna. I jak na faceta przystało wielu kosmetyków i ciuchów do życia nie potrzebował. Co dla mnie było ciekawe nie potrzebował (i nadal tak jest) do życia również wielu gadżetów. Mój narzeczony to typ, który jest minimalistą i prawdopodobnie nawet o tym nie wie 😉 Po prostu tak ma i już! No i ja jakoś tak zaczęłam się tego (chyba trochę nieświadomie) przy nim uczyć. Teraz częściej zastanawiam się nad tym na co wydaję pieniądze i mocniej analizuję, czy ta rzecz jest mi na pewno akurat teraz potrzebna. I czy potrzebna jest w ogóle.
Dodatkowa kwestia: kawalerka + 2 dwoje ludzi + nasze rzeczy = konieczność ograniczenia wielu rzeczy do minimum, bo inaczej zrobi się bałagan, chaos i wieczny problem ze znalezieniem czegokolwiek, czego moja dusza wewnętrznej perfekcjonistki nie zniosłaby absolutnie!
O minimalizmie zaczął mówić cały świat
A później rozpoczęła się ogólnoświatowa debata na temat minimalizmu. Co to jest? Jak wprowadzić go do swojego życia? I przede wszystkim jak zacząć? Blogerzy, redaktorzy i pisarze stworzyli mnóstwo publikacji na ten temat, starając się za wszelką cenę przekonać wszystkich właśnie do takiego stylu życia. Ale, nie oszukujmy się – wszystkich przekonać się nie da!
Bo bo czy minimalizm w Polsce ma szansę się przyjąć? To zależy, o którym pokoleniu myślimy. Bo pokolenie moich rodziców to zdecydowanie „chomiki”, którym ciężko jest się rozstawać z przedmiotami. Skoro kiedyś tyle czasu spędzili w kolejkach, to teraz tak szybko tego nie oddadzą – tak sobie to tłumaczę 😉 Ale pokolenie ich dzieci, to moim zdaniem już zupełnie inna bajka. Uczymy się, że wcale tak wiele nam do życia nie potrzeba, że nasze mieszkania i domy mają być umeblowane, a nie zagracone, a wybierając jakieś przedmioty i gadżety, coraz częściej sprawdzamy ich jakość i trwałość.
Co się u mnie zmieniło? Przede wszystkim stałam się bardziej rygorystyczna. Kiedy jakiś chochlik w głowie zaczyna mi szeptać, że to się może jednak jeszcze przydać, to szukam sytuacji w której rzeczywiście może mi się to przydać, a kiedy jej nie znajduję – wyrzucam. Jak trzeba to zamykam oczy i wyrzucam 😉 A jak już wyrzucę to wiem, że nie wróci. A z ciuchami? Z ciuchami to czekam na odpowiedni dzień! Jak czuję, że mam ochotę zrobić porządki w szafie i pozbyć się paru rzeczy, to wtedy przystępuję do działania. Ale uważajcie – to może być niebezpieczne! Bo kiedy mówię potem, że nie mam się w co ubrać, to mój narzeczony twierdzi, że… za dużo wyrzuciłam 😛 Ale każda kobieta przecież wie, że to nie o to chodzi, prawda? 😉
Czy minimalizm zawładnął moim życiem?
100% minimalistką zdecydowanie nie jestem. Mimo wszystko lubię kiedy moje mieszkanie jest przytulne, są w nim dekoracje, osobiste pamiątki, elementy, które je „ocieplają” i nadają mu określony charakter. Nie znaczy to jednak, że mam ich mnóstwo i zajmują całą wolną przestrzeń, wystając z każdego kąta. Mimo wszystko lubię, kiedy wszystko jest poukładane, na swoim miejscu, nic mnie nie przytłacza i nie plącze mi się pod nogami.
Kupowanie ubrań również odbywa się nico inaczej. Teraz kupując nowe ciuchy, zastanawiam się czy dobrze czuję się w danej rzeczy i czy na pewno będę ją nosić. Jeśli pojawia się choć cień wątpliwość, odkładam dany ciuch lub buty i nie kupuję. Czasami całkowicie rezygnuję z zakupu, czasami wracam po kilku dniach i jednak kupuję, czasami zamawiam przez internet. Ale zakupy pod wypływem emocji nigdy nie są dobrym rozwiązaniem, więc przemyślcie je dokładnie! Jeśli nie macie pewności – nie kupujcie! Z doświadczenia wiem, że to i tak leży później w szafie i w najlepszym wypadku może raz uda nam się to gdzieś ubrać.
A kosmetyki? Kosmetyki kusiły i nadal kuszą! Jednak moje problemy z cerą i konieczność stosowania wybranych kosmetyków, nie pozwalają na zbytnie szaleństwa 😉 Z reguły używam wyłącznie sprawdzonych kosmetyków, a na zmiany pozwalam sobie od czasu do czasu, tak dla zburzenia kosmetycznej monotonii 😉
Jednak jak to zazwyczaj bywa, jakiś wyjątek musi się znaleźć. I tak oto zasada minimalizmu i ograniczania przedmiotów w moim przypadku kompletnie nie działa jeśli chodzi o… książki. Choćbym miejsca nie miała, a półki będą się zarywały i tak kupię kolejną, kolejną i kolejną. Jedyna kwestia, która tymczasowo wstrzymuje mnie od kupna nowych książek, to fakt, że czeka na mnie jeszcze kilka nieprzeczytanych tytułów, i że przyjemności trzeba sobie dawkować. No. To by było na tyle.
A jak jest u Was? Jesteście fanami minimalizmu, czy wręcz przeciwnie, uwielbiacie otaczać się wieloma przedmiotami?
Ja ostatnio zakochałam się w lekturach promujących minimalizm. Teraz pora przejść z teorii do praktyki.
PolubieniePolubienie
Powodzenia! 🙂
PolubieniePolubienie
Zdecydowanie jestem fanką minimalizmu, chyba z najbardziej oczywistego powodu – praktyczności. Będąc minimalistą można spakować się w 10 minut i wyjechać na drugi koniec świata na miesiąc, już nie mówiąc o przeprowadzkach, walizka do taksówki i w drogę, bez zbędnych firm przeprowadzkowych. Żyje się o wiele lżej;)
Przeprowadzki właśnie najczęściej są motorem zmiany i widzę, że było tak również w Twoim przypadku. Nie trzeba być tak rygorystycznym jak niektórzy minimaliści, ale miło widzieć, że jest coraz więcej ludzi nie podążających ślepo drogą bezmyślnego konsumpcjonizmu;)
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
MARZĘ o minimalistycznym domu. Nie znoszę ozdóbek, obrazów, kwiatów w doniczkach, figurek, zegarów i wszystkich innych kompletnie nieprzydatnych zapychaczy miejsca. Gdybym mieszkała sama z synkiem, to w salonie miałabym stół, regał na książki i fotel. W sypialni łóżko i szafę. I tak przez resztę pokoi. ALE 🙂 Mój mąż pochodzi z Indii, z niezbyt zamożnej rodziny, więc powstał w nim właśnie syndrom chomika pomimo, że jest ode mnie młodszy. I z nim się po prostu nie da! Aczkolwiek za 3 tygodnie się przeprowadzamy, więc staramy się jak najwięcej „skarbów” wyrzucić lub oddać i idzie mu całkiem nieźle. Nie mogę jedynie dopuścić do tego, żeby zaczął się zbyt długo zastanawiać… 😀
Wszystko zależy od gustu. Ciocia mojego synka ma taki właśnie dom pełen „umilaczy”, które doprowadziłyby mnie do k**wicy, a inni wręcz odwrotnie- chwalą wnętrze i mówią, że jest bardzo przytulnie i rodzinnie. Hmm może się wychowali w cygańskim wozie?? 😀
PolubieniePolubienie
I może to w tym wszystkim jest najlepsze, że każdy ma inny gusty i przez to nie jest nudno he he 😀 Trzymam kciuki, aby zbyt wiele rzeczy się z Wami jednak nie przeprowadziło 😉 Ja to przerabiam zawsze u swojej mamy – no przecież jeszcze się przyda 😉
PolubieniePolubienie
W dzisiejszej erze produktu nie tak łatwo być minimalistą, gratuluję wytrwałości. A o tym jak minimalizm może przełożyć się na życie bez śmieci może Pani przeczytać tutaj : https://ecowasteblog.wordpress.com/2018/05/05/co-to-jest-zero-waste-czyli-o-zyciu-bez-smieci/
PolubieniePolubienie
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie